niedziela, 21 kwietnia 2013

P.S. Kocham Cię reż. Richard LaGravenese

          Miłość wydaje się być oczywista. Nikt z nas nie wyobraża sobie dorosłego życia, bez chociażby jej częściowego zasmakowania. Część widzi siebie w szczęśliwej  rodzinie, druga część                                  w sezonowych, krótkich, niezobowiązujących związkach. Powołanie bywa różne. Jedno jest pewne, ludzie zdrowi na umyśle pragną dla siebie jedynie szczęścia. Czy jednak absolutnie wszystko będzie takie piękne i cudowne? Czy mamy gwarancje na sielankę? Niestety jest rzecz, postać, która potrafi pokrzyżować najzacniejsze plany. Bynajmniej nie jest nam ona obca. Nie ulitowała się nad Izoldą            i bezczelnie zabrała jej Tristana. Namieszała w Weronie, karząc nic nie winnych kochanków - Romea i Julię. Mowa tu oczywiście                      o okrutnej, bestialskiej i paradoksalnie bardzo ludzkiej śmierci. Dlaczego ludzkiej? A kto inny jak nie właśnie my jesteśmy zdolni do popełnienia najgorszych czynów w imię naszej zazdrości. To dziwne, że akurat to co najpiękniejsze jest zazwyczaj zabierane przez tę, która za żniwa traktuje ludzkie dusze. 

          P.S Kocham Cię to film mówiący o pięknej, choć zbyt szybko zakończonej miłości. Życie Holly (Hilary Swank) i Gerry'ego (Gerard Bulter) przerywa nagła choroba i śmierć tego drugiego. Kobieta stacza się na skraj rozpaczy i popada w marazm. Pewnego dnia otrzymuje ona list od swego zmarłego męża. Nie może uwierzyć, iż ten, jeszcze przed swoją śmiercią, zaplanował jej przyszły rok życia. Holly dostaje co miesiąc jakieś zadanie, które ma na celu pomóc jej w przeżyciu żałoby. O dziwo ta ochoczo zabiera się do roboty i tworzy wokół siebie piaskowego Gerry'ego, który rozpada się po jednym uderzeniu otaczającej jej rzeczywistości. 

          Jego moc obezwładniająca, całkowicie mnie zdominowała i nakłoniła na sklecenie kilku refleksji. Po pierwsze chciałam was gorąco zachęcić do oglądnięcia tego arcydzieła. Film jest jak dla mnie zupełnie zapomniany przez społeczeństwo. Myślę, że coś tak pięknego i wzruszającego, powinno być wspólnym tematem wielu ludzi. Aktorzy są po prostu genialni. Hilary Swank, jako nieco roztrzepana i szalona osóbka idealnie oddaje charakter tej postaci. Natomiast Gerard Bulter, jak zwykle ocieka seksem i porusza serce nawet najbardziej zimnej feministki. Fabuła jest wartka i zachęcająca. Myślę, że jest to film zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn. Te pierwsze mają się wzruszyć, a ci drudzy pocieszać panie. Jednak, nie chcę mówić nic więcej o filmie. Postanowiłam, iż to co tu napiszę nie będzie recenzją, tylko moją własną refleksją, która zrodziła się po obejrzeniu tego dzieła. 

          Chciałam wypowiedzieć się na temat powszechnie znany, o którym mówią wszyscy, lecz o którym ja sama, ze względu na brak doświadczenia, wypowiadać się nie powinnam. Jednak wbrew wszelkim podszeptom świadomości, ja stanę się buntowniczką i będę prawić o tym o czym rozmawiają wszyscy inni. Ach ta miłość. Wielka i nieskończona. Podejrzewam, że genezą większości rozwodów, są właśnie książki                  i filmy, piekielnie romantyczne, które prezentują zupełnie nierealne i wyolbrzymione historie "z życia wzięte". Tak więc, oprócz pogłębienia mojego już zdecydowanie wystarczająco głębokiego romantyzmu, w moim umyśle po obejrzeniu tego filmu zrodziła się jeszcze jedna rzecz. Po raz pierwszy zdobyłam się na podważenie prawdy, którą chce nam on przekazać. Zastanawiam się, czy owa miłość, tak doskonała,                  o której piszą i mówią ci Najwięksi, nie jest jedynie absurdem porównywalnym z istnieniem wampirów, demonów, czy zombie. Czysta hipokryzja. Jak osoba, która w skrajny sposób opiera się na uczuciach, może wykluczać ich istnienie? Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak. W obecnych czasach zacierają się wszystkie granice. Ludzie tracą samych siebie. W pewnym momencie swojego życia, każdy napotyka wątpliwości, co do wszystkiego, nawet tego co wcześniej wydawało się być zupełnie niepodważalne. W tym momencie zmierzam do sedna sprawy, o której chciałam wam powiedzieć. Bezczelnie włażąc w wasze życia, w tym momencie dam zarówno wam, jak i samej sobie radę. Nie warto się łamać. I choć te wszystkie wątpliwości, o których wcześniej pisałam się być może sprawdzą, to wolę żyć w substytucie szczęścia, niż przez swoje wymagania w ogóle go nie dosięgnąć. Jak to się mówi... darowanemu koniowi nie patrzy się               w zęby. Także do dzieła! Czyńcie swoje życia pięknymi i przypadkowo szczęśliwymi. Ważne byście wierzyli w to co robicie. Tyle wystarczy. 


          Szczerze zachęcam was do oglądnięcia tego filmu. Mam nadzieję, że może i w was wywoła on choć trochę podobne odczucia. Ważne, żeby ze wszystkiego wyciągnąć jakieś wnioski. Polecam! 

8/10


P.S.: Postanowiłam zrobić małe przemeblowanie. Ograniczyłam swoją wolność pisząc jedynie o książkach                i właśnie mam zamiar to zmienić. Także w tym momencie, oznajmiam, że wszystko co mi ślina przyniesie na język, będzie tu umieszczane. "Niech żyje wolność.. Wolność i swoboda." Rozbijam ramy, które na siebie początkowo nałożyłam, właśnie od tej notki o filmie. 

17 komentarzy:

  1. No! Bardzo się cieszę, że oprócz recenzji książek będę mogła teraz przeczytać u Ciebie także o filmach. :)
    Ja w przypadku tego filmu zrobiłam ogromny błąd - widziałam jego koniec, czyli magię szlak trafił, bo wiem kto jest nadawcą listów... Wczoraj oglądałam fragment (do łodzi na środku jeziora;D), ale później poszłam już spać, bo mnie rodzina wygoniła sprzed telewizora. W każdym razie na pewno obejrzę kiedyś ten (nawet wzruszający) film do końca, zwłaszcza, że odkryłam Phoebe z ,,Przyjaciół" w roli przyjaciółki gł. bohaterki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej rozbrajająca scena filmu jest właśnie na samym końcu. Warto zobaczyć do końca, gdyż na pewno będziesz bardzo zaskoczona. Przynajmniej ja byłam. Fakt, ta aktorka jest przegenialna. Strasznie śmieszna. Idealnie dodaje uroku temu filmowi. Zresztą w przyjaciołach też była cudowna. ;D

      Usuń
  2. Oglądałam film i miło wspominam :) czekam na kolejne pozaksiązkowe notki :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Już bardzo dawno temu czytała tą książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj-ale tu fajnie u Ciebie.Zostaję na dłużej.Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam w odwiedziny.Miłego dnia z książką.CZYTAJCIE KSIĄŻKI-NAPRAWDĘ WARTO.

    OdpowiedzUsuń
  5. Granie są po to, żeby je przekraczać. ;)
    Choć książka "PS. Kocham Cię" także istnieje, więc coś w temacie jest.
    No a za wzmiankę o producentach "Diabeł ubiera się u Prady" to +10 punktów rankingu! :D <3
    Choć szczerze przyznam, że tematyka miłości na ekranach już mi się znudziła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ ładnie napisałaś :) A film bardzo mi się podobał, książka mniej, ale ryczałam jak bóbr i za każdym razem ryczę na nowo. I pisz, co Ci ślina na język przyniesie, fajna odmiana, tak pod recenzją przeczytać luźne przemyślenia :) Odświeżające.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ochotę obejrzeć ten film, ale wolałabym najpierw przeczytać książkę. :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten film był cudowny, oczywiście płakałam na nim (mająca uczucia Ola mode on). Ciesze się, że blog nie tylko będzie o książkach. To Cie wyzwoli, mówię Ci :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja osobiście wolę książkę. Naprawdę była świetna, a film nie przypadł mi do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam jedynie książkę, która średnio mi się podobała, więc film też chyba sobie odpuszczę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. O filmach też z chęcią przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny, piękny film z bajowymi zdjęciami! Jedna z najpiękniejszych miłosnych historii ostatnich lat.

    OdpowiedzUsuń
  13. Lubie takie filmy, a gdy w wakacje bede uzupelniam moje kinomaniacke braki to na pewno ten obejrze.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie czytałam ani książki, ani nie oglądałam filmu. Myślałam, że zacznę od książki, ale w sumie chyba już zacznę od tego, co mi się najpierw przewinie :)
    Bardzo fajna recenzja :)"Ważne byście wierzyli w to co robicie" - święte słowa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Książka jest o wiele lepsza od filmu, chociaż sam film też jest fajny. Ostatnio oglądałam go w tv, to normalnie się popłakałam na końcu. Ah, a przecież ja tak rzadko płaczę ! :P Warto go obejrzeć, warto. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Filmu nie widziałam, ale kiedyś czytałam książkę i niestety nie do końca przypadła mi do gustu, sama nie wiem czemu.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. ;D